Szanowni,
poniższy tekst powstał w zupełnie innym świecie, jeszcze sprzed wybuchu wojny w Ukrainie. Założeniem „Zapytajnika” jest mówić o rzeczach ważnych, aktualnych i nietuzinkowych, a nie ma teraz tematu, który mieści się bardziej w tych kategoriach niż to, co dzieje się za naszą granicą. Jak wszyscy, byliśmy zaszokowani naszą nową rzeczywistością i zdecydowaliśmy się przełożyć premierę kolejnego newslettera w czasie i wypuścić ten tekst dopiero teraz. Mam nadzieje, że posłuży Wam on jako miła odskocznia od „tu i teraz”, którym postaramy się zająć w przyszłych wydaniach.
Krzysiek
Nieskończona maszyna… Hype’u
Dziś zaczniemy sobie bez zbędnych wstępów i stopniowego budowania napięcia. To jest po prostu kolejny newsletter/artykuł/wpis/tekst, którego tematem przewodnim będzie NFT. Ten magiczny akronim przejął kolektywną świadomość Internetu i przez ostatnie miesiące nie schodzi z publicznej wokandy, brzęcząc co chwilę w naszym dyskursie niczym uporczywy komar w letnią noc. Non Fungeble Tokens doczekały się już własnych opracowań we wszystkich możliwych mediach (no, może poza dedykowanym materiałem w którejś telewizji śniadaniowej) i omawiane były w setkach różnych (zazwyczaj kolidujących ze sobą) kontekstów, które niejednokrotnie wprowadzały więcej zamieszania, niż dawały realnej wiedzy w temacie.
Przez ostatnie 2 tygodnie dzielnie walczyłem z różnymi artykułami, wpisami na blogach i filmami na YT, by jakoś ogarnąć temat NFT i przedstawić Wam go w przystępny i subiektywnie zabawny sposób (co, jak to sobie wyobrażam, udaje mi się robić w co poniektórych odsłonach „Zapytajnika”). NFT to jednak szczególna bestia i nie trzeba być wcale geniuszem, żeby relatywnie szybko zdać sobie sprawę, że to nie „temat rzeka”, a „temat ocean” – niepojęta przestrzeń nieznanego, przepełniona mrocznymi głębinami, w których czają się finansowo – strukturalne potwory ekonomii.
Oczywiście brak mi kompetencji, czy doświadczenia w tematach finansowych, które pozwoliłoby mi przeprowadzić Was przez te nieznane wody ekonomii, ale na szczęście mogę też posłużyć się miliardem opinii ludzi mądrzejszych ode mnie. A więc, jak na prawilnego autora branżowych newsletterów przystało, nie mam zamiaru się teraz wycofywać i, czy tego chcecie czy nie, spróbujemy sobie dzisiaj odpowiedzieć na pytanie – o co, do diabła, chodzi z tym całym NFT (oczywiście zrobimy to tradycyjnie, tuż po niusach od PTBRiO)?
#1 AdAid.eu
PTBRiO dołączyło do inicjatywy AdAid.eu, platformy wspierającej ukraińskie/-ch specjalistki/-ów od komunikacji marketingowej, będącej wspólną inicjatywą organizacji branżowych z krajów UE. Zobacz serwis
#2 Insight Clash - zderz się z nami!
Marek Tobota, Team Leader projektu „Insight Clash” napisał do Was krótkiego calla:
„Przed nami trzeci sezon areny, na której perspektywa i doświadczenie badaczy zderzają się z bliższymi i dalszymi perspektywami z różnych dziedzin, gdzie badania również pełnią istotną rolę, jak choćby data science, projektowanie czy zrównoważony rozwój. Po pierwszym roku spotkań w tradycyjnej formule, przyszła pandemia i kolej na spotkania online, które znajdą się również w tegorocznym kalendarzu PTBRiO. Do tej pory pojawiły się tematy takie, jak „Czy klient ma zawsze rację?” czy "Big Data vs Small Data”. Jeśli po głowie chodzi Ci kontrowersyjny temat, wyzwanie do zaangażowania różnych perspektyw, ciekawa osoba, którą chcesz usłyszeć - daj nam koniecznie znać. A może chcesz zaangażować się w organizację? Super, zapraszamy do kontaktu i współtworzenia Insight Clash! Napisz na Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. i podziel się swoimi pomysłami.”
#3 Oferty pracy
Jak zwykle są i, jak zwykle, jest ich też całkiem sporo! Jeśli macie ochotę zmienić korpo-barwy czy - jak to mówimy w bezdusznym języku biznesu - „rozwijać się poza organizacją”, to możecie się porozwijać w jednej z naszych 10 nowych propozycji, które możecie znaleźć tutaj.
#4 „Modern leisure society – consumer behavior” – nowa książka z patronatem PTBRiO
Tutaj również dostałem notkę od autorów, której zmieniać nie mam ani serca, ani ochoty więc poczytajcie, co Małgorzata Bombol i Michał Lutostański mają Wam do powiedzenia o swojej nowej książce:
“Streaming, gaming, media społecznościowe, eskapizm, guilty pleasure, window online shopping. Brzmi znajomo? Te i inne trendy związane z czasem wolnym znajdziecie w nowej książce „Modern leisure society – consumer behavior” napisanej przez prof. Małgorzatę Bombol i dr Michała Lutostańskiego, którą PTBRiO objęło patronatem. Autorzy stawiają w centrum swoich analiz konsumenta, nadając mu szerokie spojrzenie, które łączy w sobie zrozumienie jego postaw, emocji, wzorców zachowań, procesów naśladownictwa i różnic generacyjnych. W książce znajdują się wyniki badań ilościowych i jakościowych przeprowadzonych w latach 2019-2021. Całość kończą analizy wpływu pandemii COVID-19 na przeżywanie czasu wolnego oraz jej wpływ na postpandemiczne czasy.”
#5 “Dziękujemy za uwagę”
Zwycięskie wystąpienie tegorocznego Kongresu Badaczy “Dziękujemy za uwagę” doczekało się swojego autorskiego artykułu, gdzie autorzy na chwilę przyciągają Waszą uwagę, by opowiedzieć o tym, jak tę uwagę przyciągają inne media.
Jeśli chcecie, możecie sami przeprowadzić małą analizę konsumpcji kontentu poprzez różne formaty - tak się składa, że całe wystąpienie dwóch Michałów jest też dostępne do obejrzenia całkowicie za darmo, pod tym linkiem .
CZEŚĆ PIERWSZA – BACKGROUND I JAK TO DZIAŁA
Ze światem kryptowalut nasz świat zapoznał się w prehistorycznych czasach 2009 roku razem z globalną premierą Bitcoina. W bardzo dużym uproszczeniu, cały koncept Blockchaina (wewnątrz którego działa Bitcoin) można sprowadzić do prostego rejestru transakcji, który nie ma jednego źródła, a rozrzucony jest po setkach tysięcy komputerów podłączonych do jego systemu. Cokolwiek zaksięgujemy w rejestrze, pozostaje tam na stałe i nie podlega edycji przez innych użytkowników. Dlatego właśnie sam koncept kryptowalut szczyci się swoją niezawodnością w kwestiach bezpieczeństwa czy oszustw. Nie ma jednej instytucji regulującej ten system, więc możemy spokojnie przechowywać w nim nasze pieniądze bez większych obaw przed kradzieżą czy atakiem cybernetycznym.
Oczywiście to samochwalstwo nie jest do końca uzasadnione, a sam system wcale nie taki stabilny i bezpieczny jak mogłoby się wydawać. Nie przeszkadzało to jednak nowo powstałym pasjonatom technologii w dalszym jej usprawnianiu i dodawaniu nowych możliwości. Tak właśnie w 2013 powstało Ethereum, czyli nowy system transakcyjny oparty na Blockchainie, stworzony przez rosyjsko-kanadyjskiego programistę Vitalika Buterina. Ethereum można spokojnie określić jako „Bitcoin 2.0” lub, jeszcze trafniej, „Bitcoin +”. I właśnie o ten „plus” rozchodzi się cała zabawa z NFT. Vitalik bowiem wraz z grupą znajomych stwierdzili, że do nietykalnego rejestru Blockchaina można spróbować dodać więcej miejsca i pozwolić, by każda zapisana w nim transakcja miała dodatkową funkcję zamieszczenia w niej… czegoś. Tym „cosiem” może być dosłownie wszystko, co zmieści się w paru kilobajtach danych, które zostały dołączone do każdej zaksięgowanej transakcji.
Ta prozaicznie prosta zamiana zmienia zdecydowanie wszystko. Możemy bowiem do naszej transakcji nagle dodać kolejny, unikalny kod ID, prostą grę wideo czy zdjęcie. I wszystko, co zapiszemy w takim małym cyfrowym kuferku, trafia na nieśmiertelny Blockchain razem z naszym zaksięgowaniem transakcji. NFT mieszkają właśnie w takim kuferku i ich główną i najważniejszą cechą jest ich unikalność. NFT to więc najzwyczajniej w świecie unikalny dla całej sieci numer ID, który możemy sobie przypisać i stać się jego właścicielem po kres czasu (lub do momentu jego sprzedania w kolejnej transakcji). To koncept o tyle ważny, co mylny – kupując NFT nie kupujecie bowiem praw autorskich do danej treści cyfrowej, czy nawet oryginalnej wersji tej treści, a nadajecie jej unikalny kod, który będzie służyć jako potwierdzenie Waszego posiadania jej odpowiednika wewnątrz sieci Ethereum.
CZEŚĆ DRUGA – CO AUTOR MIAŁ NA MYŚLI
Ta mała zmiana – dodanie do systemu „kuferka”, do którego możemy dodać dowolną treść – wprawdzie nie jest szczególnie interesująca dla przeciętnego Kowalskiego, to jednak dla twórców Ethereum oraz dla ludzi zaznajomionych z konceptem Blockchaina, stała się ona symbolem przyszłości, o której wszyscy od dawna dyskutowali. Mowa bowiem o web 3.0, czyli kierunku, w którym zmierza Internet i (chcąc nie chcąc) my sami. NFT to bowiem udowodnienie teorii, wg. której do świata wirtualnego będzie można wprowadzić koncept własności. Nie tylko będziecie mogli posiadać w swoim cyfrowym portfelu sztukę, czy oryginalne tweety, ale też karty członkowskie i lojalnościowe, przedmioty z gier wideo, czy nawet własny cyfrowy paszport – to koncept, który pokrótce mówi „wszystko można nazwać własnością, a zatem wszystko, co do tej pory było w Internecie darmowe, nagle można sprzedać”. NFT sprzedaje więc obietnicę świata rodem z „ready player one” - świata cyfrowego zjednoczonego i zdecentralizowanego, gdzie nasze cyfrowe produkty są takimi samymi symbolami statusu i prestiżu jak produkty, które zakupujemy „w realu”. Koncept ten jest o tyle ważny, że nie siedzi jedynie w głowie twórców NFT, ale też innego, dobrze znanego ziomka z Internetów – Marka Zuckerberga. Mark, jak wiecie, w pocie czoła pracuje nad swoim nowym pet-projektem Metaverse, który ma przypominać właśnie wirtualną rzeczywistość ze wspomnianego filmu Spielberga oraz w pełni zutylizować i wdrożyć do mainstreamu koncept cyfrowej własności, który właśnie jest testowany za pośrednictwem NFT.
CZĘŚĆ TRZECIA – OCZEKIWANIA VS RZECZYWISTOŚĆ
Ok, wiemy więc czym jest NFT i jak jego autorzy oraz szeroko pojęty „big tech” wyobrażają sobie przyszłość opartą na tej technologii. Ważne pytanie, które musimy sobie jednak zadać zanim zamkniemy ten temat brzmi: „a jak to wygląda w rzeczywistości?” Na pewno słyszeliście o dziesiątkach przykładów marek wchodzących w świat NFT, o jego potencjale marketingowym i wielkich pieniądzach, jakich można się dorobić na handlowaniu cyfrowymi obrazkami misiów czy małpek różnego typu. Na pewno też słyszeliście o niejednej dramie związanej z tym tematem. Mogę się jednak założyć o całe Ethereum tego świata, że mimo tych wszystkich newsów, opracowań, objaśnień i case’ów, dalej macie gdzieś zakorzenioną głęboko w sercu pewną obawę – jakiś dystans, który czujecie, że dzieli Was od tego świata i który szepcze Wam gdzieś do ucha, że nie możecie przeskoczyć go swoimi umiejętnościami poznawczymi. Technologię Ethereum możemy zrozumieć (jesteśmy w końcu wysoce wykształconymi badaczami i żadne wyzwanie intelektualne nam nie straszne), ale to nie jej skomplikowana nomenklatura i technologiczny żargon budują ten dystans między światem NFT a naszym światem – to jego społeczność i reprezentowana przez nią kultura.
W czasie 10 lat pracy w branży badawczej miałem przyjemność wielokrotnie opowiadać na przeróżnych konferencjach, warsztatach i spotkaniach z klientami o koncepcie, który jest mi szczególnie bliski i w który szczerze wierzę, że wpływa na otaczającą nas rzeczywistość. Kultura Internetu, jak ją nazywamy, to proste pojęcie, które zrzesza w sobie nowy język, zwyczaje, sposoby komunikacji oraz wspólną tożsamość, jaką wytworzył Internet w najbardziej zanurzonych w nim odbiorcach. Ten agregat różnego rodzaju idei i obserwacji pozwala nam lepiej zrozumieć współczesną komunikację, młode pokolenia oraz różnego rodzaju zjawiska internetowe, które, wprawdzie na pozór absurdalne, kryją za sobą realną wiedzę o tym, jak zmienia się nasz gatunek pod wpływem tej przełomowej technologii. To kulturze Internetu zawdzięczamy memy internetowe, influencerów, pojęcie fandomów oraz nowych subkultur internetowych. To też głównie nią napędzany jest świat NFT i właśnie dlatego każdy obrazek i koncept stojący za sprzedawanymi w nich ideami (bo po raz kolejny – kupując NFT nie kupujemy praw autorskich czy oryginału danej treści cyfrowej – kupujemy właściwie potencjał ideologiczny stojący za danym pomysłem, którego symbolem jest dane NFT) jest tak alienujący dla przeciętnego odbiorcy. Internauci zaczęli handlować w Internecie tym, co dla nich samych było najcenniejsze i co zarazem stanowiło swego rodzaju utrwalacz ich tożsamości jako netizenów - memami internetowymi.
Liana Morris, znana jako Overly Attached Girfriend, sprzedała swojego mema za ok 375 tys. dolarów.
Zoe Roth, znana jako Distater Girl, sprzedała swoje zdjęcie za 500 tys. dolarów.
Znany wszystkim i kochany „Nyan Cat” został sprzedany przez swojego twórcę za prawie 600 tys. dolarów
Takich przykładów można by wymieniać jeszcze sporo, bo przez system Ethereum przeniknęły już prawie wszystkie duże memy internetowe ostatnich lat. Tuż po tym, jak internautom wyczerpały się memy, zaczęli tworzyć swoje własne kolekcje „unikalnych” obrazków (daję tu cudzysłów, bo prawda jest taka, że większość NFT nie jest tworzona przez artystów, tak jak może słyszeliście, a generowana przez boty które podmieniają tylko detale danej grafiki, by stworzyć jak najwięcej kopii do sprzedania). Tak właśnie powstało „Bored Ape Yacht Club” czy „Fancy bears”, które zakupili nawet Magda Gessler i Krzysztof Gonciarz.
Jednak NFT nie czerpie jedynie z dobrej strony kultury Internetu i jej przybytków, ale także z jej bardziej toksycznych zakamarków. Cała społeczność skupiona wokół tej technologii z czasem stała się swego rodzaju sektą z oddzielnym językiem, zwyczajami i stosunkiem do zewnętrznego świata. Tak jak w przypadku memów internetowych, kompetencje rozpoznawania i oceniania NFT to pewnego rodzaju „tajemna wiedza” dostępna tylko dla wtajemniczonych użytkowników, którzy NAPRAWDĘ ROZUMIEJĄ co symbolizuje dany obrazek. Dla tych osób każdy przykład krytyki czy wątpliwości co do inwestowania w cyfrowe dobra to przejaw bycia „normikiem”, czyli niewtajemniczonym użytkownikiem sieci nie znającym jej prawdziwej kultury i zwyczajów. To oczywiście rodzi z kolei bardzo niezdrowy system, w którym cierpią przede wszystkim sami inwestorzy.
Dan Olson – twórca jednego z najlepszych materiałów o NFT , jaki udało mi się znaleźć, opowiada w sieci o użytkownikach tego systemu w następujący sposób:
“ (…) the basic psychological profile of the average buyer is someone who is tenuously middle class, socially isolated, and highly responsive to memes. They are someone who has very little experience with real businesses and production processes, thus are unlikely to be turned off by unrealistic claims about future returns. They are insecure about their lack of knowledge, and this makes them very susceptible to flattery, in particular being reassured that the only reason for negativity is because critics just don’t understand.
Being tenuously middle class gives them enough disposable income to engage with a pretty expensive system, but also a very potent anxiety about their financial future. It goes without saying that they’re fixated on money, and they principally understand the technology as a means of making money. Criticism of the system is typically met with confusion. Don’t you want to make money?”
Oczywiście to wszystko nie stawia świata, jaki reprezentuje technologia NFT w pozytywnym świetle. Czy nam się to podoba czy nie, pewnie jeszcze nie raz usłyszymy jednak o kolejnych odsłonach następców Ethereum i Bitcoina. Internet przejdzie w końcu w swoją zapowiedzianą fazę 3.0, a wraz z nią my wszyscy będziemy musieli się nauczyć funkcjonować w tej nowej rzeczywistości. Jednak w obecnej formie cały hype wokół NFT to… tylko i wyłącznie sam, czysty, niczym niepoparty hype. Obietnica przyszłego zwrotu z inwestycji, która nie opiera się na produkcie, a na dowolnej idei i jej sile przyciągania nowych inwestorów. To próba monetyzacji virali i memów internetowych podszyta podniosłymi sloganami i oparta na tożsamości wybudowanej przez najbardziej zagorzałych użytkowników sieci. To rewolucyjny i wieczny system, równie imponujący swoimi możliwościami, co marnujący je na szybkie skoki na kasę. To kolejny przypadek „lodów ekipy”, który co prawda sprawdza się jako ciekawy case marketingowy, ale absolutnie w żadnym przypadku nie powinien zastępować obecnego systemu ekonomicznego (oczywiście również niedoskonałego, ale nie w aż takim stopniu). Już teraz widać w nim błędy i sposoby myślenia, które możemy kojarzyć z 2008 roku i wielkiego krachu na Wallstreet.
Jeśli chcecie dowiedzieć się o samej technologii czegoś więcej, to jeszcze raz polecam Wam genialny dokument Dana Olsona, który przez 2 godziny przechodzi przez wiele case’ów i tematów, na które tutaj nie miałbym ani odwagi ani czasu.
Nie zmienia to oczywiście faktu, że cały ten wywód to tylko ułamek ułamka tematów, jakie możemy poruszyć w kwestii NFT i Blockchaina. Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądać przyszłość tego systemu, ale jednego jestem pewien po tym krótkim romansie z jego dyskursem – to z całą pewnością zjawisko, którego nie powinniśmy ani ignorować ani nadto przeceniać. Zasługuje on na naszą niepodzielną i w pełni analityczną uwagę, bo na koniec dnia jedyny sposób, by uniknąć opresyjności danego systemu (szczególnie tego stworzonego przez człowieka) to próbować go zrozumieć i zrobić co się da, by lepiej rozumieli go też inni.
Krzysztof Domeradzki
PTBRiO