„I dokąd uciec
W za ciasnym bucie
Gdy twardy bruk?
Są gdzieś daleko
Przejrzyste rzeki
I mamy dwudziesty wiek
Pamiętajcie o ogrodach -
Przecież stamtąd przyszliście
W żar epoki użyczą wam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście
Pamiętajcie o ogrodach -
Czy tak trudno być poetą?
W żar epoki nie użyczy wam chłodu
Żaden schron, żaden beton”
No i jak? Kulturalnie nam się zrobiło w tym newsletterze, prawda? Ale to nie tylko szpan, bo kiedy Jonasz Kofta pisał tę piosenkę przeszło pół wieku temu, z całą pewnością nie miał pojęcia, jak szalenie aktualna i - przy okazji - nieco ironiczna okaże się dzisiaj. Ogrody Kofty to ucieczka od skomplikowanego świata współczesności (przynajmniej jego współczesności). To eskapistyczne schronienia dla ludzi zmęczonych wyzwaniami codzienności. Innymi słowy to coś, czego nawet najbardziej profesjonalny korposzczur potrzebuje, by sprawnie biegać w tym swoim kołowrotku asapów.
Dzisiaj kochani będziemy rozmawiać o ogrodach. Ale nie tych, o których pisał Jonasz K. Będziemy zastanawiać się nad NASZĄ ucieczką, nad tak zwanymi „walled gardens” i nad tym, jaką w rolę w tej historii pełni Google i jego nowe dziecko – „Stadia”.
Całe te „ogrodzone ogrody” w dzisiejszych czasach oznaczają coś zgoła innego, niż w roku 1965. Dzisiaj to zamknięte systemy oprogramowania, których jedynym zadaniem jest umożliwienie niczym nieograniczonej możliwości konsumpcji kontentu użytkownikom końcowym lub – jeśli ktoś z Was woli mniej górnolotne definicje – „ogrodzone ogrody” to w gruncie rzeczy np. taki Netflix. Każdy z nas wie czym Netflix jest. Nawet jeśli Wam samym nie zdarzyło się stracić dnia na bingowaniu całego sezonu jakiegoś nowoodkrytego serialu, to z pewnością znacie kogoś, kto nie mógł przestać zawracać Wam tym głowy. Mogliście też czytać już wcześniej jakiś „branżuniowy” artykuł o tym dlaczego streaming i platformy streamingowe są teraz „cool”.
Streaming stał się „ogrodami” Kofty naszych czasów. To najskuteczniejsza i najłatwiejsza metoda eskapizmu, jaką poznało ludzkie oko. Gdybyśmy pokusili się o szersze spojrzenie, można by było nawet stwierdzić, że platformy streamingowe stają się powoli dla nas tym, czym teatr był dla szesnastowiecznej Anglii lub tym, czym nowele były dla Rosji w wieku dziewiętnastym. To najważniejsze medium naszych czasów, za które przyszłe pokolenia będą nas wspominać i przez pryzmat którego będą się starać nas zrozumieć. I tak, wiem że zaraz zjawi się tu głos, który powie „jak można porównywać narodziny teatru i dzieła Szekspira do nowego sezonu Stranger Things?” Ale pamiętajmy proszę, że mimo, iż dziś te dzieła nazywane są klasykami gatunku, kiedyś były po prostu bardzo popularne, jak na swoje czasy. Innymi słowy, zasady gry się nie zmieniają, zmieniają się tylko media :D
Rozpisuję się tu o tym wszystkim, bo Netflix i jego streamujący bracia napotkali ostatnio przeciwnika, który swoim cieniem ma ochotę przykryć wszystko w zasięgu wzroku (nawet te części królestwa, o których Mufasa nie chciał opowiadać Simbie).
…Ale znacie już nasz obecny format i wiecie, że ja zajawiam, Wy się interesujecie, i jeśli ktoś chce dokończyć, to musi najpierw zmierzyć się z nowościami ze świata badawczego. Wstrzymajmy więc na chwilę nasze rumaki poznania i truchcikiem skierujmy się jeszcze w alejkę o nazwie „ogłoszenia sponsora”!
#1 Po trzykroć D
DDD czyli „Data Driven Desyżyns” już za miesiąc wystartuje w Łodzi. PTBRiO się wykosztowało, wiec weźcie swoje najwygodniejsze buty, bo będzie na co chodzić i w czym uczestniczyć. Warsztaty, case’y, lasery, więcej case’ów, lunch, kawa, jeszcze trochę case’ów, wystąpienia, palenie fajek w śmiesznych szklanych budkach, rozmowy w kuluarach, niezręczne witanie się na korytarzu z kimś, kogo niby znacie, ale imienia nie jesteście sobie w stanie przypomnieć za nic na świecie, no i oczywiście maile służbowe pisane na kolanie podczas czyjegoś wystąpienia – to wszystko i jeszcze więcej zaszczycić możecie swoją obecnością już 16 i 17 maja.
Ale, ale – DDD to przede wszystkim warsztaty i interaktywność, więc poza butami weźcie też szczoteczki do zębów i swoją kopię „Erystyki” Shopenhauera – będziemy dyskutować, debatować i - ogólnie rzecz biorąc – kminić tę dzisiejszość!
Do tego wszystkiego PTBRiO w swojej przezorności wysłało mi też listę rzeczy, o których mogłem wspomnieć. Wśród nich mamy (między innymi):
- „Open Space Technology” - tutaj wyjaśniono mi dokładnie, na czym to polega, ale dużo z tego nie zrozumiałem, bo myślałem o Elonie Musku (poza tym powiedzmy sobie szczerze – niewytłumaczony, ten termin ma jakąś otoczkę mistyczności, prawda?)
- „Wyprawa na piotrkowską i spotkanie z mentalistą, który czyta w myślach” – tu mam zasadniczo bardzo dużo pytań, część z nich odnosi się do fabuły filmu „Get Out” z 2017 roku (polecam obejrzeć przed tą całą wyprawą).
Jak to Was nie przekonuje to nic tego nie zrobi. A jak przekonani już jesteście to biegusiem mi do zgłoszeń, o tu
#2 Idźcie w stronę światła
Agnieszka Łebkowska i Paweł Pawiński przez cały ostatni rok prowadzili niemalże pustelniczy tryb życia, by w pełni poświęcić swe ciała i umysły na kontemplację zjawiska marketingu. Chodzą pogłoski, że parę tygodni temu, na bezimiennej górze mędrców, gdzieś na południu Bieszczad, doznali w końcu olśnienia i ich oczom ujawniła się prawda marketingowa w najczystszej formie. Po usłyszeniu tej historii PTBRiO najpierw skierowało ich na badania krwi, a po ustaleniu, że nie brali jednak żadnych substancji psychoaktywnych stwierdziło, że rzeczywiście naprawdę dużo wiedzą o marketingu i warto by było się tą wiedzą podzielić.
Jeśli i Wy chcecie być jak Leo D. w „Siedmiu latach w Tybecie”, to zajrzyjcie na szkolenie, „Marketing update 2019. Co (teraz) trzeba wiedzieć o marketingu?”
#3 Świeża krew
Rad jestem poinformować, że kolejna już edycja Zbadaj.to właśnie rozwinęła swoje skrzydła i cierpliwie czeka na zgłoszenia młodych dusz rynku badawczego. Naprawdę kibicuję, by w tym roku ta młodzież nas zalała, bo, po pierwsze, więcej osób będzie czytać moje newslettery, bo piszemy tu o rzeczach jednak „młodzieżowych”, a po drugie – może w końcu wielkie firmy badawcze trochę nam odmłodnieją i zamiast posilać się krwią młodych jak te wampiry, zaczną widzieć w młodych swoją przyszłość?
#4 Kongres dzwoni po swoje papiery
Naostrzcie swoje wyobraźnie i podszlifujcie pióra, jak co roku zbliża się Kongres, który wymaga! Wymaga rzetelności, prezencji, ciekawych pomysłów, pasji, elokwencji, „showmeństwa”, nerwów ze stali i… WAS! Zgłaszajcie więc swoje pomysły i ślijcie hen daleko internetem, do krainy mroku i nieszczęścia, gdzie zamknęliśmy Rade Programową, która nie opuści tego padołu rozpaczy przed wybraniem najlepszych z najlepszych. Wysyłajcie swoje zgłoszenia tutaj
#5 Budżet Partycypacyjny
Budżet partycypacyjnyjest, istnieje i ma się dobrze. Ostatnio z nim rozmawiałem i był bardzo szczęśliwy, że może do nas dołączyć. Naprawdę fajny gość z tego Budżetu, bo hajsy rozdaje i to konkretne (25K!). Napiszcie więc czasem do niego (najlepiej przed 31 maja) to może nawet sypnie Wam groszem (To taki leprechaun PTBRiO jest).
#6 Praca
Też jest, ale PTBRiO wysłało mi oferty na dzień przed wypuszczeniem newsletteru, gdzie reszta tekstu była już gotowa. Mamy wiec w tym miejscu takie temporalne zaburzenie, gdzie jako Krzysztof z przyszłości (w stosunku to reszty tekstu) nie ma nastroju, by śmieszkować, wiec powiem wprost tak:
oferty pracy możecie znaleźć tu
A teraz oddaję głos Krzysztofowi z przeszłości… znaczy Waszej teraźniejszości (?) – widzicie, tak to jest jak dorzuca się tematy post factum? Wszyscy się gubimy!
I to tyle jeśli chodzi o nowości, więc pozwólcie, że powrócimy do tego, co tygrysy lubią najbardziej – eskapizmu!
20 marca 2019 roku odbył się, kolejny już, Google Keynote. Czyli takie „Hej, oto co u nas nowego” jednej z największych korporacji technologicznych na świecie. Ten Keynote był jednak inny, bo w całości poświęcony jednej idei i jednemu produktowi. Google Stadia ma być urzeczywistnieniem jednego z największych marzeń setek milionów zapalonych graczy – Stadia bowiem, to nic innego, jak „Netflix dla gier video”. Koncepcja prosta i od razu zrozumiała, prawda? Jedna aplikacja, która pozwala nam na dowolnym urządzeniu odpalić nawet najbardziej wymagającą graficznie grę. Całość rozgrywki odbywa się w chmurze, a my tylko przełączamy się między nieskończonym katalogiem wirtualnych światów, czekających na swojego bohatera. Dlaczego więc nikt wcześniej nie wpadł na ten pomysł? By nie zamęczać Was technikaliami, powiem tak: o ile streamowanie filmów i seriali w dzisiejszym świecie można porównać do złożenia i puszczenia w lot samolotu z papieru, o tyle streamowanie gier to jak lądowanie awaryjne JamboJeta pilotowanego przez orangutana z zawiązanymi oczyma i po 6 mocnych drinkach.
Innymi słowy: to nie jest łatwy proces i miliard rzeczy może pójść nie tak. Ale jeśli mam być szczery, bardziej mnie interesuje to, co się stanie z nami i z naszym społeczeństwem, kiedy Stadia okaże się sukcesem. Netflix zrewolucjonizował nasze zachowania, zwyczaje i otaczający nas świat . Mimo, że w naszym kraju nie odczuwamy tego tak dotkliwie (Netflix ma w Polsce sprzedanych ok. 800k subskrypcji1), to musimy przyznać, ze usługi streamingowe są trochę jak te hulajnogi elektryczne na ulicach większych polskich miast. Pojawiły się teoretycznie znikąd i zdaje się z dnia na dzień, omijając kompletnie stadium „nowinki”, zaczęły być powszechnie stosowane przez wszystkich, tak jakby każdy dwudziestoparoletni hipster urodził się na jednym z takich ustrojstw i uważał ich istnienie za najbardziej oczywistą i dopasowaną do niego rzecz w historii rzeczy w ogóle.
„Ogrodzone ogrody” to usługi, które są wchłaniane przez nasze społeczeństwa niesamowicie łapczywie i z niesamowitą łatwością. I to nie jest rzecz nowa. Dokładnie takie same zachowania mogliśmy zaobserwować w osiemnastowiecznej Anglii, gdy zaprezentowano trzyczęściowe nowele, wymagające czekania na kolejne książki, które potem były rozbijane jeszcze na mniejsze kawałki tekstu (tak zwane „Penny Dreadfuls” – nie mylić z serialem na Netflixie!) i sprzedawane osobno.
Pomysł stojący za Stadią zdaje się pamiętać o tych nieśmiertelnych trendach i aspiruje o wiele wyżej niż platformy do streamingu. Tu chodzi o pojmanie gigantycznego rynku, który ostatnimi czasy tylko obrasta w pieniądze i nie zawsze jest właściwie monetyzowany. Czasy zastanawiania się, dlaczego ludzie grają w gry i oglądają gry odeszły już bezpowrotnie na emeryturę i Google doskonale to rozumie. Jednak jak zmienimy się my, kiedy kolejny, gigantyczny ogród eskapizmu otworzy przed nami swoje bramy? Netflix potrzebował 12 lat by przesiąknąć przez nasz język i świadomość (powiedzenie „netflix and chill” dalej funkcjonuje!). 12 lat by osiągnąć jakość filmów nieodbiegającą od poziomu Hollywood i w końcu zgarnąć Oscara! Jeśli historia czegoś nas uczy, to możemy spodziewać się, że Stadia poradzi sobie już znacznie szybciej i (jeśli wszystko się uda) stanie się kolejną niesamowitą historią sukcesu, o której będą rozpisywać się eksperci przez długie lata. Jedno jest pewne: streaming gier wideo zmieni nasz świat i nasze społeczeństwo. Zmieni też rynek, dystrybucję, marketing i zachowania konsumentów. Te ogrody nie są ogrodzone bez przyczyny. My, badacze i marketerzy, nie jesteśmy tam wpuszczani, nie wykupimy tam reklamy, jak w TV i nie zamieścimy banerów, jak w darmowych grach na telefon. Te silosy kultury nie chcą być badane czy analizowane, bo są samowystarczalne, samodzielnie pozyskują wiedzę potrzebną im do dalszego rozwoju (której zresztą bardzo skrupulatnie pilnują).
My zaś, pogrążeni w wyborach, będziemy patrzeć się na siatki miniaturek seriali, filmów czy gier zastanawiając się, gdzie dzisiaj chcemy uciec. Pytanie tylko, czy współcześnie nie uciekamy częściej od świata wirtualnego niż do niego? Ja ostatnio spędziłem bardzo przyjemną sobotę w parku Skaryszewskim, mają tam niezłą grafikę, fajne animacje wiewiórek, a także znośne piwo i grilla w knajpie nad jeziorem. Chcę przez to wszystko powiedzieć chyba to samo, co Kofta – „Pamiętajcie o ogrodach”, bo robi się ich coraz więcej i w każdym z nich można się przyjemnie zgubić. Pytanie tylko gdzie się odnajdziemy po sukcesie takiej googlowej Stadii, który prędzej czy później wszystkich nas dopadnie?
Krzysztof Domeradzki
PTBRiO