Co z tym sportem?
Żyjemy w kraju, w którym na sporcie zna się większość dorosłych Polaków. No może nie na całym sporcie, ale na piłce nożnej z pewnością. Oczywiście są wyjątki, które budują swój point of difference na ostentacyjnej pogardzie dla sportu, ale umówmy się, w tym kraju wciąż stanowią niszę.
Gdy na Twitterze oglądamy poweekendowe dane telemetryczne TNS OBOP, to poza nieśmiertelnym serialem M jak Miłość i programami informacyjnymi, zazwyczaj w pierwszej trójce jest jakiś sport (a to skacze Małysz, biega Kowalczyk, gra jakaś reprezentacja lub są jakieś prestiżowe zawody bez polskiej reprezentacji etc.).
Poza szerokim audytorium sport wymusza zaangażowanie. Pisząc te słowa mam w uszach skandowanie niani moich pasierbów, która prasując koszule wykrzykiwała z sąsiedniego pokoju "No Justysia, szybko, szybko, dajesz". Sami z pewnością znacie Państwo osoby, które mocno identyfikują się ze swoim ulubionym klubem piłkarskim, które może nie tatuują na klatce piersiowej jego nazwy, ale wpisują go w stopkę maila, przyklejają naklejkę na zderzak samochodu lub podkreślają związek zaraz po zawodowej afiliacji w bio- graficznej notce. Znacie Państwo, prawda?
Czy jako marketerzy nie marzymy o tym, aby na miejsce sportowych idoli i klubów pojawiły się nazwy marek, z którymi pracujemy? Chcemy. I z pewno- ścią, niektórym się to udaje. Miejmy nadzieję, że Euro 2012 nie będzie ostatnią szansą, aby móc sport i marketing doprowadzić na podium.
|
|